poniedziałek, 13 lipca 2015

Romans z bambusem

Tak, już mi chyba recenzje weszły w krew :) Ale czego by się innego spodziewać: rozwijam się robótkowo, eksperymentuję z różnymi włóczkami, uczę się nowych technik.
Tym razem eksperymentowałam podwójnie: robiłam z włóczki bambusowej oraz uczyłam się knookingu (bliżej o tej technice pisze Ania u siebie na blogu: klik).

W swojej pracy wykorzystałam powyższą włóczkę. Szybko skradła moje serce. Zakochałam się zaraz po odebraniu przesyłki - mięciutka, żywe kolory (zdjęcie ani trochę ich nie przekłamuje). I ta miękkość! Wiem, pisałam już o niej, ale jest wyjątkowa (w planach mam sukieneczkę dla córeczki). Jak się jednak zachowywała podczas pracy? Cóż... Niestety już nie było tak różowo.
Bambus jest bardzo delikatny, jest lekko zwinięty. Często się rozwarstwiał. A motek najlepiej od razu przewinąć w kłębek. (Nie pozwólcie swoim dzieciom czy też zwierzakom na zabawę nim! Później gwarantowane całe popołudnie na rozplątywaniu!) Pomimo tego rozwarstwiania miał też swoje zalety. Ślizgał się cudownie po szydełku i po nitce pomocniczej (przypominam: robiłam knookingiem). Delikatny na palcu, nie skrzypi, przyjemny w dotyku. Faktem jest jednak, że się plącze: trzeba mu poświęcać sporo uwagi.
Jedna uwaga... Rozciąga się. Zrobiłam opaskę dla córeczki. Przymierzyłam i pasowała idealnie. Po wypraniu i wysuszeniu niestety jest zbyt duża. Córka dorośnie, aczkolwiek chciałam taką na już. 
A jak z knookingiem? Hmm... Nie pokochałam tej metody. Jeszcze. Wymaga ode mnie bardzo dużo uwagi. Ale, czyż nie jest tak z każdą nową techniką jakiej się w życiu uczymy? Na początku wymaga dużo czasu, uwagi a później już się samo robi... Także nie poddaję się. Będę nadal próbować, będę ćwiczyć. Co mnie do tego skłania? Efekt. Efekt jest wspaniały. Sami popatrzcie:

A prywatnie... Skończyłam 2 rok szkoły. Jeszcze tylko praktyki, które będę mieć w 2 połowie sierpnia. Trochę się ich obawiam - będą odbywały się w domu pomocy społecznej. A z drugiej strony - jestem zachwycona i doczekać się nie mogę. Wyjdę do ludzi! Hurra! Będę mogła działać aktywnie! Hurra! Dopięłam także obóz - zgoda z chorągwi jest, zgoda z kuratorium jest. Nic tylko wyluzować i jechać. Taaaaak, wyluzować... No, nic, pierwszy raz jako kierownik nie może nie odbić się bez stresu, prawda?
Syn skończył pierwszą klasę i cieszy się pierwszymi prawdziwymi wakacjami. Jedzie ze mną na obóz na 3 tygodnie, później jedzie z dziadkami nad morze. Także, ten, powakacjuje się porządnie.
A córcia? Pokazuje charakterek. Z każdym dniem bardziej pokazuje, że jest niezależną jednostką. Nie pozwala się w niczym wyręczać. Chce sama. Naśladuje swojego starszego brata we wszystkim.
Uwielbiam patrzeć jak się razem bawią, jak się kłócą i jak rozmawiają. W ich oczach widać prawdziwą, nieskalaną miłość. Coś niesamowitego! A tak się obawiałam, jak się dogadają... Moje serduszka kochane!
Udanych wakacji!

2 komentarze:

  1. Ale Alpine to chyba nie bambus? A komin piękny! Na jesień może wypróbuję to zaplatanie na rękach właśnie na komin dla siebie.

    OdpowiedzUsuń